JAK: idealny poranek
11/09/2017
Jestem
fanem numer jeden filmów motywacyjnych na jutubie. Najlepiej ogląda mi się je
po czwartej nad ranem, z napuchniętymi oczami – trochę od zmęczenia, trochę z
bezsenności, a trochę dlatego, że moja randka zapomniała napisać, że nie
przyjdzie. Nigdy. Mówię sobie Jutro
zaczniesz nowe życie, jedząc czekoladę jak batona i popijając kolę (no bo
jutro jest jutro, a nie dzisiaj). I wsłuchuję się uważnie w te wszystkie
życiowe mądrości.
Oczywiście
wszelkie lekcje, wykładane mi przez uśmiechnięte dziewczęta (rzadziej i
uśmiechniętych chłopców), staram się wykorzystywać we własnym życiu. Bo one
chcą mi pomóc. Chcą pomóc mi stać się lepszym człowiekiem. Uśmiechającym się do
siebie. Z wzajemnością. A główna porada, którą serwują wszelkiej maści
chwalczynie perfekcji (czy to zagraniczne, czy polskie) to – STWÓRZ SWOJĄ
PORANNĄ RUTYNĘ. Tak tak, właśnie to. Wiadomo, że kiedy sprawimy, że każdy dzień
rozpocznie się tak samo, od razu poczujemy się spokojniejsi. A spokojniejsi,
będziemy mieli lepszy nastrój. Mając lepszy nastrój, będziemy podejmować lepsze
decyzje. Od lepszych decyzji zaczniemy zarabiać więcej pieniędzy. A jak wiadomo
– z pieniędzmi w kieszeni można podbić świat. Albo chociaż pojechać na wakacje
na Gran Kanarię.
Najważniejsze,
to wykluczyć z nadchodzącego poranka wszelkiej maści wybory. Żeby nie oszaleć i
nie podenerwować się zbytnio z rana. Najlepiej poświęcić około dwie godziny
przed zaśnięciem dzień wcześniej, na to by następnego dnia nic nas nie
zaskoczyło. Naszykujmy sobie cały autfit. Przygotujmy wszystkie składniki na
pożywne śniadanko, tak że rano wystarczy je tylko zmieszać. Rozplanujmy wydatki
na kolejne kilka miesięcy, stwórzmy plan działania na następne pięć lat i
zaprojektujmy dom, do którego wprowadzimy się na emeryturze. Warto zastanowić
się też nad tym, na jaki kolor pomalowalibyśmy łazienkę, gdyby zaszła taka
potrzeba; czy wszystkie rzeczy, które trzymamy w szafie są nam naprawdę
potrzebne; mieć czy być, te sprawy. Odpowiedzmy sobie na wszelkie nurtujące nas
pytania, tak by o świcie nic nas nie zdziwiło. Budźmy się z pustą głową, którą
będziemy mogli swobodnie pozapełniać nieznaczącymi informacjami.
Trzeba
wstać wcześnie, bo każda szczęśliwa osoba to poranna osoba, tego chyba
wyjaśniać nie muszę. Słyszał ktoś kiedyś o szczęśliwej osobie, która wstaje
później, niż po dziewiątej? Nie sądzę. Najlepiej wstawać już o czwartej, tak żeby
przed południem wykonać całą masę zbędnych czynności.
Ja
zazwyczaj nastawiam budzików piętnaście. Optymalnie co dwie-trzy minuty, tak
żebym między jednym a drugim zdążył się nieco pofrustrować, ale nie nazbyt, bo
już-już dzwoni kolejny. UWAGA! Polecam położyć telefon w znacznej odległości od
łóżka, tak byśmy musieli się do niego zerwać. Za skutecznie budzące dźwięki
uznaje się: dziecięcy płacz, bombardowanie czy paznokcie skrobiące tablicę. Moim
osobistym faworytem jest alarm nuklearny – nic tak nie stawia na nogi jak
niepokój i poczucie zagrożenia.
W
momencie, gdy podnoszę się i stawiam stopy na ziemi, rozpoczyna się moja
poranna rutyna. Żaden człowiek sukcesu się bez niej nie obejdzie. Najlepiej
mieć ich cztery, na cztery pory roku, tak żeby jesienią uwzględnić w niej kawę
z pumpkin spice, a wiosną parzyć mniszek lekarski z osiedlowego trawnika.
Pierwsze
co należy zrobić po przebudzeniu, to napić się wody. Woda wypełnia nas energią,
od razu chce nam się więcej i bardziej. Jest to oczywistą oczywistością. UWAGA!
Jeśli uda się na raz wypić jej dwa i pół litra, to nie trzeba martwić się o
nawadnianie przez resztę dnia. Polecam to rozwiązanie zapominalskim.
Z
łóżka należy wskoczyć prosto w strój sportowy, a skok ten powinien odbyć się
zgrabnie i z gracją. Zależnie od nastroju uprawiamy albo jogę, albo pilates.
Ewentualnie lekki streczing. Najważniejsze, żeby się nie przeforsować. Zmęczenie
jest naszym największym wrogiem. Świadomość bycia odzianym w szeleszczący
dresik i ortalionową kurtkę już robi robotę. By przedłużyć poczucie bycia osobą
aktywną fizycznie, można pozostać w komplecie sportowym jeszcze przez jakiś
czas, iść w nim do sklepu na przykład, kupić tostowe pieczywo. Bo czas na
śniadanie.
Perfekcyjny
poranek przewiduje jedynie trzy rodzaje śniadań. Możesz zjeść owsiankę – dodaj
do niej orzechów i świeżych owoców, a potem zacznij wsypywać tam różnorakie
sypkie produkty o tajemniczych nazwach. Aszłaganda, buzdyganek, szatawari –
lepiej zapoznać się z tymi składnikami, jeśli chce się poczuć harmonię i
spokój. Drugą opcją jest smufi, przygotowuje się je bardzo podobnie do
owsianki, ale później miksuje na papę. Ewentualnie można zjeść grzankę z
rozgniecionym na niej awokado. Jeśli nie ma się ochoty na żadne z tych trzech
dań, śniadanie należy pominąć. Nie je się na śniadanie nic innego. To wie każdy
człowiek sukcesu.
Z
pełnym brzuszkiem (lub co wybredniejsi – z pustym żołądkiem) należy zasiąść
przy biurku. Czas wyciągnąć notes i
zapisać jedną rzecz, za którą jesteśmy wdzięczni życiu i światu. W ten sposób
tworzymy w głowie zdrowe, pozytywne nawyki zwracania uwagi na jasną stronę
naszej egzystencji. Co prawda nie jest to dla każdego, ja próbowałem prowadzić
GRATITUDE LIST przez jakiś czas. Załączam jej fragment i polecam spróbować
samemu:
1.
Wygrałem pięć
złotych w zdrapce za pięć złotych.
2.
Zrobiłem
zdjęcie martwego gołębia.
3.
Nie
rozpłakałem się, pijąc wino w samotności.
4.
Cały dzień
oglądałem Tiaras & Toddlers.
5.
Wpierdoliłem
czekoladę, którą kupiłem za uciułane złociaki.
Niezbędne
jest też przygotowanie TO DO LIST, tak by wiedzieć co i jak mamy robić danego
dnia. Ważne żeby cele były łatwo osiągalne. Wiadomo, że nic tak nie frustruje,
jak niemożność wykonania postawionego sobie zadania. Dlatego zamiast obiecywać
sobie samym złote góry, lepiej postawić na plany nieco bardziej przyziemne. Nie
jesteś w stanie zrobić tego w całości? Rozbij to na miliard mniejszych, nic
nieznaczących czynności i odhaczaj je na swojej liście z uśmiechem na twarzy. W
ten sposób nie osiągniesz nic, a twoje samopoczucie pozostanie na wysokim
poziomie. Nie celując wysoko zmniejszasz ryzyko porażki!
Teraz
możemy sięgnąć po kolejny zeszyt, w którym ocenimy nasz nastrój, w skali od
jednego do dziesięciu. Zapiszemy tam wszystkie nasze marzenia, które później
będziemy wizualizować, a następnie przejdziemy do list. Listy to sprawa
indywidualna, ale ja polecam mieć ich przynajmniej trzydzieści. Każdego dnia
należy je sprawdzać, ulepszać i aktualizować. Przykładów list jest od groma:
wszystko czym chce się stać w ciągu następnych dziesięciu lat; miejsca, w które
poleciałbym, gdybym miał czas, pieniądze i możliwości; rzeczy, które chcę w
sobie zmienić; rzeczy, które robiłbym, gdybym był spontaniczny. Możemy też
zapisać jakiś motywujący cytat z ulubionej książki lub wiersza albo po prostu z
Internetu. Mój ulubiony to Wszystko
skończy się dobrze, bo wszystko skończy się.
Czas
powoli zbierać się do szkoły, do pracy czy do parku, jeśli akurat jesteśmy
bezrobotni. Co prawda zabrakło czasu na medytację, kubek miodły indyjskiej i
spacer brzegiem lasu, ale niestety poranki nie trwają wiecznie. Wychodząc z
domu najlepiej po prostu uśmiechnąć się do siebie, ucieszyć się wszystkim co
już zrobiliśmy. Spojrzeć na słońce. Spojrzeć na chmury, jeśli pogoda nie
sprzyja. Do nich też się uśmiechnąć. I żyć. Żyć to życie, dzień po dniu.
Najważniejsze
jest pozytywne myślenie. Pamiętajcie że może
nam się coś nie podobać. Może nam się nie podobać serdecznie. Ale nie
nienawidzimy.
0 comments