Skóra, w której żyję

10/31/2017

Skórę się zmienia. Poddaje operacjom. Ulega ona transformacjom. Aparycja jest niczym.


Mam okropny nos. Kiedy się uśmiecham urasta do niewyobrażalnych rozmiarów, rozlewa się po całej mojej twarzy, kradnie miejsce ustom i oczom, i uszom nawet. Jest wszędzie. Dlatego staram się nie uśmiechać. Za sprawą ojca mam ten nos nieszczęsny, dziękuję bardzo. Jakbym miał coś w sobie zmienić to poza ogólnie pojętą nieporadnością życiową, byłby to zapewne właśnie on. Reszta jest w porządku, nie wadzi mi zbytnio.

Ale z tym nosem nie jestem sam. Każdy ma czegoś nadmiar albo ma czegoś niedobór. Czegoś w sobie nie lubi, nie akceptuje, co utrudnia mu funkcjonowanie w społeczeństwie. Chociaż odrobinę. Ociupinę chociaż. I jest to jak najbardziej uzasadnione, w świecie gdzie wszelkiego rodzaju media atakują nas niemożliwą do doścignięcia perfekcją, wizją idealnego świata, który nigdy nie istniał, nie istnieje i istnieć nie będzie.

Jest taki film Ciała. A w nim pan reżyser, Eduardo Casanova, odrealnia świat kompletnie, pozostawiając jedynie lukier, słodkości i rozmaite delicje. Wszystko jest bajecznie różowe, miłe i urocze, za lekką mgłą spowitą z waty cukrowej. I pachnie tam perfumą.


I jak już naustawiał się tych eozynowych kryształów na pąsowych półkach i pomalował wszystkie ściany i podłogi, i niebo nawet, rubinową farbą, to wrzucił w ten świat ludzi. Ludzi zdeformowanych. Ludzi pełnych defektów. Ludzi niemodelowych. Powstała z tego groteska. Na pierwszy rzut oka.

Bo jest tam Samatha na przykład. Samantha ma jedno marzenie – posiadać usta. Niestety na ich miejscu ma odbyt. I nie akceptują tego ani przechodnie, ani sklepowi ekspedienci, ani kelnerka w przydrożnej restauracji, ani nawet Instagram, co rusz usuwający jej selfie. Samantha chciałaby żyć jak wszyscy inni, mieć to samo co oni. Założyła nawet księgę ust, kolekcjonując wycinki z gazet i modowych magazynów. Czy odbiega to znacznie od rzeczywistości, w której żyjemy? Bez problemu potrafię wyobrazić sobie laskę, która nazywa sama siebie gównem, bo ma za wąskie usta, krzywe zęby albo dziobate policzki.


Casanova nie traktuje tematu banalnie i ugryza po kawałku z każdej strony. Piękno, tak jak i brzydota, może stać się piętnem. Jak w przypadku prostytutki Laury, której klienci chcą pieścić ją i dogadzać, jednocześnie nie pozwalając się dotknąć. Pragną obcować z jej kształtem, nie z nią samą, traktując jej ciało jak monument doskonałości. A po każdej wizycie Laura staje się coraz bardziej samotna, coraz mniejsza, coraz bledsza. Jedyne czego chce to bliskość, wymiana, współistnienie. Jedyne na co może liczyć to jednostronny układ.

Jeśliby ściągnąć z Ciał misternie spleciony korpus, jaki nadał im reżyser (choć forma jest naprawdę genialna), pozostanie wnikliwy i nad wyraz prawdziwy obraz świata, który otacza nas tu i teraz. Film o potrzebie akceptacji i o smutku związanym z innością. Bohaterów jest tu bez liku – chłopiec, który chce zostać syreną, karlica występująca w programie dla dzieci, para o zdeformowanych twarzach – a każdy z nich znajduje odpowiednik w naszej rzeczywistości.


Jest to też swawolna zabawa formą, momentami przypominająca obsesyjną potrzebę ładu i symetrii Wesa Andersona. Każdy kadr i każdy najmniejszy drobiazg mają swój cel i swoje uzasadnienie. Casanova dobrze wie jak operować kiczem i traszowymi elementami, jednocześnie wypełniając je po brzegi wcale nielekką treścią. Pozwala sobie na bardzo wiele, testując tym samym wytrzymałość widza. I dobrze! Niech tak robi. Niech kino w końcu zacznie ewoluować! 

Niedzielny oglądacz powie pewnie FU! i wyłączy to zaraz, oburzony pierwszymi kadrami Ciał. Smutna to sprawa, bo tylko potwierdza tezy postawione w samym filmie. Że tak trudno jest nam uznać inność. Że nie przyzwalamy na odchył od normy. Że tak naprawdę nasze głowy są skrzętnie pozamykane. I mimo ciał całkiem przyzwoitych, przeciętnych, nie wyróżniających się w tłumie, takich zwykłych i akceptowalnych, w środku jesteśmy bardzo ciaśni. A jak powiedziała jednak z bohaterek: aparycja jest niczym.   

Pieles (2017)
reż. Eduardo Casanova, Hiszpania
do obejrzenia na Netflixie

Podobne posty

0 comments