Koszmary mojego dzieciństwa

10/24/2017


Hi, I'm Chucky. And I'm your friend to the end. Hidey-ho, ha ha ha.

Jak przeszło miesiąc temu szedłem do kina na nową wersję It, zastanawiałem się dlaczego tak mocno ciągnie mnie do horroru. Dlaczego łaknę fontann krwi i  wszędobylskiego mordu. Rozerwanych członków, eksplodujących ciał, krzyków i błagań o pomoc. Zmutowanych insektów-gigantów. Żywych-umarłych. Psychopatycznej licealistki oddającej się Szatanowi. Co jest ze mną nie tak, się zastanawiałem. Bo to chyba nie jest normą, że się lubuje w strachu, przerażeniu i poczuciu niepewności. I się tego łaknie i się do tego dąży. Żeby to poczuć i żeby to mieć, schować sobie w szufladzie i jak najdzie ochota, to wyciągnąć i się bać. 

Nie musiałem namyślać się ani zbyt długo, ani nazbyt intensywnie. Winy należy upatrywać się nigdzie indziej, jak w moim dzieciństwie, po brzegi wypełnionym koszmarami i makabrą. Horror to dla mnie synonim domowego ciepła, bezpieczeństwa i beztroskiego małolactwa. Tak spaczyło mnie życie, a wszystko zainicjował mój dziadek.

Jak się pyta ludzi jaki jest pierwszy film, który widziałeś w życiu, to jak jeden mąż wykrzykują wszyscy: KRÓL LEW albo SAMI SWOI, albo NIEKOŃCZĄCA SIĘ OPOWIEŚĆ, czasami TITANIC. Jaki był pierwszy film, który widziałem w życiu? Tego nie zapomnę po kres moich dni. 

Sytuacja wyglądała tak: mieszkanie mojego dziadka, meblościanka, telewizor-cegła i magnetowid, burza za oknem, deszcz uderza w szyby, łubudu, ja - lat max sześć. Myślę sobie la la la, ptaszki śpiewają, słonko świeci, bawią się dzieci, malując kolorowymi pisakami piękny dom i pieska i kwiatki, aż tu nagle dziadek wychodzi z propozycją: Może coś obejrzymy? No pewnie, dlaczego nie? Błysk w jego oku, kąciki ust drgają nieznacznie z zadowolenia. Wyciąga kasetę, gasi światło. Tak to się zaczęło. Tak po raz pierwszy spotkałem się z Laleczką Chucky.

Nie muszę chyba wspominać o tym, że podczas seansu, jako sześciolatek, zawału serca dostałem przynajmniej ze dwanaście razy. Oczu to już w połowie filmu nie miałem, bo sobie wydłubałem kredkami, żeby nie musieć patrzeć. Za nic w świecie nie spodziewałem się tego, co miało spotkać mnie po napisach końcowych. Telewizor zgasł. Ja trzęsę się z przerażenia, nie chcę już żyć na tym świecie, nic już nie chcę. Ale muszę iść do łazienki. Wiercę się i wiercę, mus to mus. Wstaję. Idę. Niepewnie, bo niepewnie, oglądam się za siebie na każdym kroku. Przekraczam próg, zapalam światło. Zawał numer trzynaście. W wannie leży Chucky. Chucky w wannie! Płacz. Cały budynek trzęsie się od mojego ryku. CHUCKY JEST W NASZYM DOMU! LALECZKA, KURWA, CHUCKY! A mój dziadek dławi się śmiechem za ścianą, jak Bette Davis, która Joan Crawford podała na obiad szczura w Co się zdarzyło z Baby Jane? Tak właśnie zainicjowany został mój ogromny lęk przed lalkami.

Od tamtej chwili nic nie było już takie samo. Stałem się dzieckiem niezwykle podejrzliwym, w mojej głowie kłębiły się wizje złe i jeszcze gorsze, tworzyłem przerażające scenariusze wszelkich możliwych sytuacji. Jak wtedy, kiedy uznałem, że moi rodzice to psychopatyczni porywacze dzieci. Zmusiłem ich do okazania mi mojego aktu urodzenia, zdjęć robionych zaraz po porodzie i bransoletki, którą niemowlakom zakłada się po poczęciu, grożąc że w przeciwnym razie zadzwonię na policję i wszystko wyśpiewam. Albo gdy z gorączką wyskoczyłem z  zaparkowanego samochodu i wrzeszcząc biegłem do domu dobre piętnaście minut, nie oglądając się za siebie. Bo zamiast usłyszeć Zaraz wracam, idę do apteki, zrozumiałem Zaraz wracam, idę do kolegi. Wyobraziłem sobie jak kolega uderza mojego ojca cegłą w głowę, ten upada, a jego krew, gęsta i czerwona jak pomidorowy koncentrat, rozlewa się leniwie po dywanie. Dzieciństwo - to były czasy.


Namiętnie karmiłem się nieskobudżetowymi tworami, sprzedawanymi w kiosku z gazetami Kino grozy, Kino grozy extra i Horror DVD. Niezliczoną ilość tragicznych, źle zrealizowanych filmów widziałem, a każdy z nich tworzył w moim umyślę kolejną sferę lęku i fobii. Do tego stopnia, że zacząłem bać się wszystkiego, nawet uroczej staruszki z osiedla, która chciała dać mi cukierka. Wytrąciłem jej go z dłoni i z krzykiem pobiegłem schować się za blokiem. Moi rodzicie wcale nie ułatwiali sprawy, organizując niedzielami wieczorne seanse filmów takich jak Ju-On czy maratony Z archiwum X. 

Pamiętam dokładnie wieczór, kiedy po raz pierwszy obejrzałem Krzyk Wesa Cravena. Fascynacja. Po dziś dzień film ten jest dla mnie synonimem domowego ogniska i kwintesencją spokoju. W zeszłym roku, kiedy podróżowałem po Włoszech, przeżywałem chwile lepsze i gorsze. I kiedy dopadły mnie szpony melancholii, świat zaczął się walić, a ja nie widziałem już sensu życia, nie włączyłem Kevina samego w domu. Nie włączyłem Edwarda Nożycorękiego ani Jumanji. Żeby znów poczuć się jak gówniarz, przygryzający kołdrę, odpaliłem Krzyk. Krzyk! Bo to właśnie kojarzy mi się z domem, ciepłem i odprężeniem. Kretyn, który naoglądał się slasherów i postanowił sztyletować, jeden po drugim, znajomych z liceum, przyodziewając czarną tunikę i złowieszczo wyglądająca maskę - właśnie to. 

Nie powinien więc dziwić fakt, że co noc śnię koszmary, kwestionuję wszystko co usłyszę, doszukując się w tym złowieszczych przesłanek, a kiedy na ekranie telefonu widzę słowa Jedno nieodebrane połączenie, pot wstępuje mi na czoło i mięśnie drżą. Ale hej! - nie ma tego złego. Bo kiedy w życiu przytrafia mi się sytuacja iście przerażająca - odbieram list w sprawie zaległych rachunków za gaz albo muszę rozliczyć PIT - myślę sobie Czym to jest w kontekście koszmaru jaki przeżywały dzieciaki torturowane w Teksasie? albo Przynajmniej nikt nie oblał mnie świńską krwią podczas studniówki. 

Jakbym miał zdecydować czego nauczyły mnie koszmary mojego dzieciństwa to powiedziałbym - żyj tak, jakby jutra miało nie być. Bo nigdy nie wiesz, kiedy ktoś włamie się do twojego domu i poderżnie ci gardło. 

Podobne posty

0 comments